ja schudłam 8 kg kiedyś ,ale głodziłam się strasznie :-o nic nie jadłam ,sama woda,na śniadanie kromka chleba z pomidorem albo ogórkiem ,jogurty jakieś na obiad ,a kolacji zero.I
Przez dwa tygodnie codziennie jadłam gruszki. Bałam się tego wyzwania, ale efekt był fenomenalny. Gruszki są znaczne mniej popularne w naszym kraju, niż jabłka. Do tego narosło wokół nich trochę mitów. Postanowiłam je zweryfikować, bo gruszki są równie wartościowe, jak swojskie jabłka i stanowią w kuchni zdrowy i wyrafinowany
Jeden z moich ulubionych halloweenowych przepisów. Pyszne, kruche, maślano-migdałowe ciasteczka udekorowane w prosty sposób czekoladowymi pająkami. Są obłędne i wyglądają niesamowicie efektownie, strasznie-uroczo na stole. Must have każdej halloweenowej imprezy. Polecam! Autor: Paulina z Na To Mam Ochotę.
132 Likes, 8 Comments - 4baby24 (@rzeczywistosc_matki_polki) on Instagram: “Oczy same się cieszą- te cuda, mają tylko jedną wadę- znikają za szybko!!
A do ich przygotowania potrzebujecie: szklanka mąki tortowej, 2 jajka, 1/2 szklanki mleka, 1/2 szklanki gazowanej wody, łyżka roztopionego masła i szczypta soli. Nadzienie: 4 jabłka lekko kwaśne, 1/2 szklanki wody, 1/4 szklanki mąki ziemniaczanej, 1/3 szklanki cukru, łyżeczka cynamonu i 2 łyżki soku z cytryny. Smacznego ️
cena jednego kilograma jabŁek na targu wynosi 2,4zŁ. te same jabŁka w sklepie kosztujĄ 3zŁ. a)o ile procent cena jabŁek w sklepie jast wyŻsza od ich ceny na targu? b)o ile procent taŃsze sĄ jabŁka na targu niŻ w sklepie?. question from @anka1286894 - gimnazjum - matematyka
mlSQIc. 15 lat temu moje życie zmieniło się diametralnie -pojawiły się pierwsze objawy zespołu jelita drażliwego (ZJD). Jeśli czytasz te słowa, prawdopodobnie wiesz, jak trudne może być codzienne funkcjonowanie z ZJD. Nie jest to choroba prowadząca do niepełnosprawności, nie stanowi też zagrożenia życia. Osoby cierpiące na ZJD pracują, zakładają rodziny, sprawiają wrażenie zwyczajnych, normalnie funkcjonujących ludzi. Tylko oni wiedzą, jak męcząca to przypadłość, jak zmienia codzienny rytm dnia i jak niszczy nieustanną obecnością. Co chińska tortura wodna ma wspólnego z zespołem jelita drażliwego? Podobno Chińczycy stosowali zaskakująco finezyjną, a jednocześnie skuteczną metodę tortur: krople wody spadają w krótkim odstępie czasu na głowę torturowanego. Można zapytać, cóż może zrobić kropla? To tylko kropla wody. Nic groźnego. Po dłuższym czasie nieustanne kapanie powoduje jednak wielkie cierpienie. Podobnie jest z ZJN. To tylko problemy gastryczne, a niszczą Ci życie. Po wielu latach zmagania się z chorobą podjęłam kolejną próbę znalezienia rozwiązania. Przypadkowo natknęłam się na artykuł w czasopiśmie medycznym, dzielący żywność pod względem zawartości FODMAP. Artykuł tak mnie zaintrygował, że zaczęłam szukać dodatkowych materiałów. Następnego dnia kupiłam poradnik na Amazonie i przeszłam na dietę eliminacyjną zgodną z zasadami diety Low FODMAP. Moje życie zmieniło się, tym razem na lepsze. Kisiel z jabłkami a objawy zespołu jelita drażliwego Zanim odkryłam dietę Low FODMAP próbowałam wielu innych rozwiązań polecanych przez dietetyków i lekarzy. Gastrolog dał mi nawet stosowną ulotkę, zastrzegając jednakże, że efekty nie są pewne. I nie były. Stosowałam się do zaleceń dietetyków. Jadłam proponowane przez nich potrawy np. kisiel z jabłkami (jabłka to prawdziwe gastryczne miny dla osób cierpiących na ZJD!!), rzekomo lekkostrawne pszenne pieczywo itp. Dziwiłam się, że nie czuję żadnej poprawy. Czemu te rady nie zadziałały? Kiedy zapytałam gastrologa, czemu moje jelita dają te wszystkie problematyczne objawy, odparł, że nauka tego jeszcze nie wyjaśniła. Proponowane przez dietetyków standardowe lekkostrawne diety nie były dopasowane do potrzeb osób z ZJD. Brakowało rzetelnych badaniach. Dopiero naukowcy z australijskiego Monash University zajęli się zagadnieniem od właściwej strony – zaczęli badać reakcję osób cierpiących na ZJD na poszczególne pokarmy. W ten sposób ustalili, które konkretne produkty szkodą, a które są bezpieczne. Okazało się, że niektórych pokarmów nie toleruje tylko część pacjentów- innym nie szkodzą. Wyszło także na jaw, że jest całkiem spora grupa produktów, które nie szkodzą większości badanych. To pokarmy z niską zawartością FODMAP (Low FODMAP). To bezpieczna baza, od której należy rozpocząć podróż ku życiu bez zespołu jelita nadwrażliwego. Żeby pomóc konkretnemu pacjentowi, należy najpierw ustalić, które pokarmy mu szkodzą, a które toleruje w mniejszych lub większych ilościach. I tu dochodzimy do diety eliminacyjnej… Dieta eliminacyjna… Głównym założeniem diety jest wyeliminowanie tych produktów, które zawierają zbyt wiele FODMAP. Gdy menu oparte jest na produktach zawierające niskie ilości FODMAP, organizm je toleruje i prawidłowo trawi. Stąd nazwa diety – Low FODMAP. Pozostanę przy tej nazwie, bo jest krótka i brzmi lepiej niż polski odpowiednik: dieta z niską zawartością FODMAP. … to nie dieta odchudzająca To nie jest dieta w potocznym znaczeniu. Jej celem nie jest schudnięcie, ale stworzenie listy pokarmów, które osoba cierpiąca na zespół jelita nadwrażliwego może bez obaw jeść. Ja schudłam i to sporo, ale zupełnym przypadkiem, stosując piramidę żywienia, o której napiszę w innym poście. Dieta Low FODMAP trwa ok. 4-8 tygodni. Dla większości osób cierpiących na ZJD to wystarczający okres, aby ustalić, co im szkodzi. Diety nie należy przedłużać, bo jak każda dieta eliminacyjna grozi niedoborami niezbędnych składników odżywczych. Lista przykładowych produktów zabronionych Grupa produktów Dodatki Sos barbecue lub sos sojowy zawierający dodatki typu czosnek lub cebula, hummus, ketchup z dodatkiem syropu glukozowo-fruktozowego Nabiał Mleko (krowie, owcze, kozie), maślanka, kefir, kwaśna śmietana, lody, mascarpone, serek do smarowania, jogurt, ricotta w ilości większej niż 2 łyżki stołowe Napoje zastępujące mleko mleko sojowe, mleko owsiane Napoje Rum, energizery, napoje zawierające syrop glukozowo-fruktozowy, mocna czarna herbata, herbata rumiankowa, herbata z kopru włoskiego, herbaty owocowe z cykorią, herbata oolong Owoce jabłka, morele, jagody, owoce z puszki, suszone owoce, wiśnie i czereśnie, grejpfruty, lychee, mango, większość soków owocowych, nektarynki, brzoskwinie, gruszki, kaki, śliwki, arbuzy Zboża i kasze Wszystkie za wyjątkiem ryżu, owsa, gryki i kaszy jaglanej* Warzywa cebula, szparagi, karczochy, brokuły, kalafior, patisony, brukselka, soczewica, groszek zielony, pory, buraki ćwikłowe, kapusta, grzyby, koper włoski, czosnek Orzechy Nerkowce, pistacje, Warzywa strączkowe nasiona roślin strączkowych:fasola, soja soczewica i ciecierzyca w ilości większej niż dozwolona Inne syrop z agawy, miód, syrop glukozowo-fruktozowy, słodziki (sorbitol, mannitol, maltitol, ksylitol – wszystkie kończące się na -ol) * Co nie oznacza, że każda postać ryżu i owsa jest dozwolona na diecie Low FODMAP. Więcej na ten temat napisałam w poście o kłopotliwych produktach Low FODMAP. Czy zauważyliście to co ja, gdy po raz pierwszy zapoznałam się z powyższą listą? Rumianek?! Herbatka z kopru włoskiego? Piłam je, żeby złagodzić dolegliwości gastryczne… Jabłka?! Już wiem, czemu polecany przez dietetyków kisiel z jabłkiem nie pomógł… Miód? Czytałam, że pozytywnie wpływa na układ pokarmowy. Ksylitol? Czy czasami nie jest zalecany na problemy trawienne?? Poczułam się oszukana… Tyle razy błądziłam i nikt nie pokazał mi właściwej drogi. Patrząc na listę produktów zakazanych możesz czuć przerażenie. Czułam to samo. Jak to? Już nigdy więcej nie będę mogła posmakować miodu lub zjeść jabłka? Dieta eliminacyjna trwa maksymalnie 8 tygodni. Po tym okresie należy stopniowo wprowadzać produkty z dużą zawartością FODMAP i obserwować reakcję organizmu. Ja przeszłam już tą fazę i włączyłam do diety miód, bo akurat mi nie szkodzi. Jabłka to co innego. Jedno jabłko i objawy zespołu jelita drażliwego wracają z siłą huraganu. Pamiętajcie, że ZJD to nie alergia pokarmowa. Mogę zjeść jogurt. Nie dostanę ataku duszności, a moja głowa nie spuchnie jak balon. Będę cierpieć, ale jogurt mnie nie zabije. To będzie jednak moja świadoma decyzja, podjęta z uwzględnieniem jej nieprzyjemnych konsekwencji. O FODMAP pierwszy raz przeczytałam w sobotę. W niedzielę zaczęłam wprowadzać dietę eliminacyjną. We wtorek zaczęłam czuć się lepiej. Odważycie się podążyć moim śladem? 🙂 Czy chcecie ograniczyć, a może nawet całkowicie wyeliminować objawy zespołu jelita drażliwego?
Wiosną i latem tego roku otrzymałam na Instagramie oraz Instastory wiele komplementów dotyczących zrzucenia kilku kilogramów. Pojawiły się też liczne pytania, jak to zrobiłam, że udało mi się schudnąć, jak zmieniła się moja dieta i treningi. Starałam się pokrótce odpowiadać na Wasze pytania. Jednak obiecałam, że kiedyś na blogu pojawi się cały osobny wpis na ten temat. “Kiedyś” w końcu nadeszło 😉 Dzisiaj postanowiłam podzielić się z Wami jak udało mi się pozbyć niechcianego balastu. Jeśli chcecie dowiedzieć się, jak schudłam 10 kilogramów, zapraszam Was do czytania! * UWAGA! Wszystkie informacje zawarte w tym wpisie są tylko i wyłącznie opisem mojego własnego doświadczenia. Nie jestem dietetykiem ani (tym bardziej!) trenerem, by udzielać Wam fachowych porad jak schudnąć. * Są takie osoby, które mogą jeść wszystko i być chude jak patyk. Ja niestety nie zaliczam się do grona tych szczęśliwców 😉 Mam tendencję do tycia. Kiedyś było zdecydowanie lepiej, ale po 25 roku życia mój metabolizm przeszedł na pół etatu. Oczywiście “z powietrza” mi się kilogramy nie biorą, ale wystarczy, że chwilę sobie pofolguję z niezdrowym jedzeniem i waga już leci w górę z prędkością światła. Żeby mi się jeszcze te kilogramy lokowały na ciele równomiernie! Ale gdzie tam 😉 Jestem posiadaczką figury typu klepsydra a w momencie, gdy tyję to wszystko “idzie” mi w dolne partie ciała. Góra praktycznie się nie zmienia, brzuch w miarę płaski, ale biodra i tyłek.. no właśnie.. 😉 No i buzia robi mi się jak księżyc w pełni. Biednemu to zawsze wiatr w oczy.. 😉 I nawet nie mogę nie mogę zasłonić się “genami”, bo w rodzinie wszyscy szczupli! Ameryki nie odkryję (haha:P) jeśli powiem, że kluczem do schudnięcia jest połączenie diety z aktywności fizyczną. Oczywiścią mówiąc “dieta” nie mam na myśli krótkotrwałych diet odchudzających (z których zresztą mogłabym napisać doktorat – czytajcie tutaj), a zdrowe i racjonalne odżywianie przez cały czas. Jednak czasem bywa tak, że nawet jedząc całkiem zdrowo i regularnie uprawiając sport żadne skarby nie możemy dojść do wymarzonej wagi. I mnie taka frustracja swojego czasu dopadła i z ręką na sercu powiem – nie miałam pojęcia, dlaczego nie mogę schudnąć! W końcu mi się udało. Dziś zdradzę Wam JAK. “REGULARNIE ĆWICZĘ I ZDROWO JEM I… NIC!” Organizm ludzki szybko przyzwyczaja się do nowych warunków. Myślę, że każdy z Was doświadczył, jakie zakwasy odczuwa się po pierwszym treningu. Jednak po jakimś czasie, gdy ćwiczy się kilka razy w tygodniu to samo, zakwasy znikają. To organizm przystosował się do intensywności treningu i nie reaguje na niego w taki sam sposób, jak wcześniej. Podobnie jest z dietą. Gdy zmieni się menu fast-foodów i słodyczy, na zdrową oraz lekkostrawną dietę, to kilogramy lecą w dół jak szalone. Po jakimś czasie zauważa się jednak, że spadek kilogramów jest coraz mniejszy, a później – że waga stanęła w miejscu. Mój organizm nie był wyjątkiem. Biegam z przerwami od wiosny 2014 roku. Na samym początku, zakwasy po bieganiu miałam takie, że ciężko było mi podnieść się z łóżka. Później organizm coraz słabiej reagował na wysiłek, a ja byłam zadowolona, że następnego dnia po treningu nic mnie nie boli. Podobnie z siłownią, za którą generalnie nie przepadam. Miałam ustalony trening, więc go “odbębniałam” kilka razy w tygodniu. Na początku bolało, ale po jakimś czasie treningi stały się lżejsze. Miałam wprawdzie stopniowo zwiększać ilość powtórzeń i wagę obciążeń, ale oj tam, najważniejsze, że trening zrobiony, a ja na następny dzień czuję się rewelacyjnie, nie? 😉 Teraz z perspektywy czasu zastanawiam się, jak mogłam sądzić, że ta aktywność mi w czymkolwiek pomaga? Z dietą było podobnie. Od momentu przylotu do Stanów przykładam sporą wagę do odżywiania i jem dość zdrowo, więc nie miałam pojęcia, co zmienić w swoim jadłospisie. Nawet dwie panie dietetyk, analizując moje dzienne menu, doszły do wniosku, że odżywiam się naprawdę dobrze. Zaproponowały tylko kosmetyczne poprawki. Raz zaczęłam nawet liczyć kalorie i zapisywać wszystko co jadłam, ale szybko zaniechałam takich praktyk. Wolałam za to ponarzekać, że przecież ćwiczę, zdrowo się odżywiam, to dlaczego te uparte kilogramy nadal są na plusie?! ZMIANY KLUCZEM DO SUKCESU Moje tegoroczne schudnięcie było trochę dziełem przypadku, mimo że oczywiście bardzo chciałam pozbyć się zbędnych kilogramów. Jednak parę rzeczy nałożyło się w podobnym czasie i to okazało się bodźcem dla mojego organizmu do zrzucenia zbędnego tłuszczyku. Przeprowadzka do innego stanu, która była przedsięwzięciem stresującym, niemal zbiegła się w czasie z zmianami w diecie, a także – w moim planie treningowym. ZMIANY W DIECIE Sporą zmianą w moim jadłospisie było wyeliminowanie z niego mięsa. Oczywiście celem tej eliminacji nie było schudnięcie. Nie chcę się tutaj na ten temat rozpisywać (być może kiedyś poświęcę temu osobny post), ale mięsa nie jem i na tą chwilę nie wyobrażam sobie powrotu do dawnej, mięsnej diety. Mięso zniknęło z codziennego menu, więc na początku trochę zastępowałam je innymi produktami – liczba kalorii musiała się w końcu zgadzać w brzuchu 😉 Postawiłam na jeszcze więcej warzyw (choć dotychczas jadłam ich całkiem sporo) i owoców. Owoce uwielbiam, ale zawsze czytałam, że nie powinno ich się jeść za wiele przy zdrowej diecie i najlepiej tylko do godziny 14, ze względu na zawartość cukru. Wtedy olałam zupełnie te rady i zaczęłam jeść naprawdę sporo świeżych owoców – nawet kilka razy dziennie i nawet po 21 😛 ZMIANY NA TRENINGU Stało się tak, choć to nie był świadomy krok z mojej strony, że zmiany na talerzu, zbiegły się z zmianami w moich treningach. Po prostu któregoś dnia uderzyłam się mocno w głowę i stwierdziłam, że.. fajnie byłoby przebiec półmaraton 😉 Oj tam, oj tam, że całe życie byłam antysportowa, przecież chcieć to móc! Z właściwym sobie optymizmem zadecydowałam jakoś na początku marca, że w sumie to ja bym chciała pobiec na początku maja, jeszcze przed wylotem do PL. Poprzeczka postawiona nieco za wysoko, ale… Postawiłam wszystko na jedną kartę, zrezygnowałam zupełnie z nielubianej siłowni i skupiłam się wyłącznie na ostrym cardio. Przy treningach popełniłam pewnie wszystkie możliwe błędy biegacza, ale muszę przyznać, że wyszłam wtedy zupełnie ze swojej strefy komfortu. To była krew, pot i łzy. Ale półmaraton przebiegłam! (czytaj tutaj) ZMIANA… ZAMIESZKANIA Nie była obojętna tutaj także przeprowadzka z Georgii na Florydę (czytaj tutaj), czyli z klimatu ciepłego do bardzo ciepłego 😉 Dzięki upałom i dużej wilgotności moje zapotrzebowanie na wodę gwałtownie wzrosło. Kiedyś wypicie dwóch litrów wody dziennie było dla mnie abstrakcją, w tej chwili jest normalnością. Ba, czasem nawet mój organizm potrzebuje więcej płynów! Gorący klimat sprzyja też lekkim posiłkom. Pomyślcie, na co macie ochotę w bardzo upalne dni? No właśnie, lekka sałatka, smoothie czy owoce smakują tutaj dużo bardziej niż gęste zupy czy sycące dania. Ponadto, każdy wyczerpujący trening na dworze uwalniał z mojego organizmu hektolitry potu. Naprawdę, do tej pory nie sądziłam, że człowiek może się tak pocić 😉 I ten właśnie “magiczny” sposób moje ciało zareagowało na zmiany. Nie ważyłam się wtedy przez dłuuugi czas, choć nieco luźniejsze ubrania mnie cieszyły 🙂 Każdy komplement również bardzo poprawiał mi humor! W końcu odważyłam się i stanęłam na, znienawidzonej do tej pory, wadze. Sama byłam zdziwiona, że pokazała ona dokładnie 10 kilogramów mniej:) * Nie chciałam znów tworzyć posta-giganta, którego będziecie musieli czytać na kilka razy! Dlatego nie napisałam tutaj, jak dokładnie wygląda moja dieta oraz treningi, jakich zasad przestrzegam, a kiedy pozwalam sobie na “chwilę szaleństwa”. Jeśli jednak chcecie przeczytać coś w takiego albo poznać przykładowe jadłospisy dnia to dajcie proszę znać 🙂
Witam! Na podobne pytanie udzieliłam odpowiedzi pod adresem: Musi się Pani kierować zasadami: 1. mięso, nabiał - odtłuszczone; 2. napoje - bez dodatku cukru; 3. warzywa - bez ograniczeń; 4. owoce - z ograniczeniem do 1 porcji dziennie ( w diecie odchudzającej); 5. tłuszcze - jeśli margaryny, to typu light, unikamy smażenia, oleje i oliwę dodajemy jako dodatek (niewielki) do sałatek i surówek; 6. węglowodany - złożone, czyli zawarte w pieczywie pełnoziarnistym, ciemnym, w razowym makaronie, brązowym ryżu i gruboziarnistych kaszach; należy natomiast unikać węglowodanów prostych, które występują w: białym pieczywie, chipsach, łakociach, fast foodach; 7. wyeliminować należy: cukier dodawany do kawy i herbaty, kolorowe słodzone napoje gazowane i soki z dodatkiem cukru, tłuste wędliny, serki topione, serki typu fromage, feta, sery żółte, tłuste, zawiesiste zupy (śmietanę można zastąpić np. jogurtem 0%), tłuste placki, kotlety, kluski, ciasta, ciasteczka, fast foody, smażone potrawy (zwłaszcza w panierce, która chłonie tłuszcz jak gąbka). Proszę także udać się do lekarza, który sprawdzi, czy w Pani organizmie nie zaszły jakieś niekorzystne zmiany, np. zaburzenia hormonalne. Pozdrawiam ciepło PS 12 kg to naprawdę świetny wynik. Proszę wykrzesać z siebie odrobinę mobilizacji do wytrzymania w postanowieniu zmiany - to Pani życie i to, jakie ono będzie, zależy tylko i wyłącznie od Pani działań. Trzymam kciuki!
Z tego artykułu dowiesz się skutecznie schudnąć?Jak zgubić zbędne kilogramy?Jak wygląda historia odchudzania naszej Czytelniczki?Moja historia odchudzania - historia prawdziwaOdkąd pamiętam, miałam problemy z wagą. Zawsze byłam grubsza od innych dzieci. Byłam przez to przezywana w szkole i czułam się odtrącona przez rówieśników. Jak dzieciaki potrafią być szczere do bólu, tego chyba nikomu tłumaczyć nie trzeba... Obecnie maluchy tyją, bo większość wolnego czasu spędzają przed komputerem czy konsolą. Ja byłam bardzo aktywnym dzieckiem. Uwielbiałam przebywać na podwórku, nie ważne czy świeciło słońce czy wiało i padał śnieg. Największą karą było dla mnie, kiedy musiałam zostać w domu, i nie mogłam iść pograć w piłkę. Skoro piszę, że mogłam biegać po placu zabaw od rana do nocy, to pewnie zastanawiacie się dlaczego byłam gruba? Przecież jeśli ktoś jest taki aktywny, to nie może mieć więcej ciałka tu czy ówdzie. A właśnie, że może, jeśli nie dba o swoją sobie o tym przypomnę to aż mi wstyd opowiadać. Będąc dzieckiem, potrafiłam jeść słodycze przez cały dzień. Nikt mi ich nie ograniczał, nikt mi ich nie zabraniał, za to cały czas słyszałam "Urośniesz, wybiegasz to". Owszem rosłam, ale wszerz i nie byłam już w stanie odmówić sobie słodkich przyjemności. Na prawdę, głównie jadłam słodycze, potem był ser żółty, mięso, jasne pieczywo. Owoce jadłam może 1-2 razy na tydzień. Z warzyw tolerowałam jedynie pomidora i zielonego ogórka, reszta była dla mnie niezjadliwa. Nie miałam świadomości, co jest dla mnie zdrowe, a co nie. Dopiero później, jak już byłam nastolatką w gimnazjum to zaczęłam próbować innych smaków, ale i tak moim ulubionym pozostał - najprzyjemniejszy okres w życiu człowiekaZawsze marzyłam o wyprowadzce z domu tuż po maturze i tak też się stało. Rozpoczęłam studia 500 km od domu, ważąc 75 kg przy 169 cm wzrostu. Moje BMI wskazywało wtedy nadwagę, ale nic z tym nie robiłam, bo twierdziłam, że nie mam czasu. Pracowałam w tygodniu, a weekendami chodziłam na zajęcia. I to wcale nie tak, że jako studentka stołowałam się "na mieście". Ja sama przygotowywałam sobie mało zbilansowane posiłki. Zazwyczaj był to makaron z jakimś sosem z paczki albo inne tego typu pół-gotowe wynalazki. Ogólnie jadłam za dużo, nieregularnie i rzeczy, które były tłuste i wysoko przetworzone. Stresu też trochę było, więc go zajadałam. Czekoladki i słone przekąski były moją słabością. Nie miałam czegoś takiego jak zajęcia wf na studiach. Moja aktywność fizyczna w tym czasie równa była 0. W efekcie, po pierwszym roku studiów, po 10 miesiącach życia na własny rachunek przytyłam 15 kilogramów! To był dla mnie szok, jak ja mogłam siebie doprowadzić do 90 kg?!Po zakończeniu studiów i powrocie w rodzinne strony postanowiłam, że schudnę. Zapisałam się na siłownie, miałam ułożony trening i chodziłam na nią z wielkim zapałem przez dobrych kilka miesięcy. Udało mi się wtedy zejść do wagi 72 kg. Pewnie udałoby mi się zrzucić jeszcze kilka kilogramów, ale nie miałam wtedy żadnej diety. Niby jadłam zdrowo, ale dzisiaj stwierdzam, że była to raczej głodówka...Ciąża, macierzyństwo i... VitaliaNiedługo po moim sukcesie zaszłam w ciążę. Wiedziałam że przytyję i w sumie to nie wiem teraz dlaczego, ale jadłam dosłownie wszystko i to za pięcioro! Czasami sama sobie się dziwiłam, że potrafię tyle jedzenia strawić. Efekt? W dniu porodu ważyłam 99 kg...Po urodzeniu córeczki Karolinki we wrześniu 2013 r. waga pokazywała 92 kg, a później prawie 95 kg, bo zamiast odżywiać się zdrowo, znowu jadłam za dużo. Mój narzeczony chcąc mi pomóc, kupił mi orbitrek. Niestety ćwiczenia przy notorycznym objadaniu się, na niewiele się zdają, więc postanowiłam przejść na dietę. W styczniu 2014 złożyłam postanowienie, że schudnę do 64 kg. Serwis zaprognozował, że taką wagę mogę osiągnąć już w czerwcu tego samego 91 kg wykupiłam dietę Smacznie Dopasowaną na 6 miesięcy, napisałam o tym w pamiętniku i się zaczęło!StyczeńJuż pierwszego dnia diety zostałam poddana próbie i poległam - na urodzinach kuzyna zjadłam połowę tego, co znalazłam na stole. Nie poddałam się jednak, następnego dnia zaczęłam od nowa, tłumaczyłam sobie to tak, że w końcu dla chcącego nic miesiąc diety Smacznie Dopasowanej zakończyłam z wynikiem -7 kg i byłam bardzo z siebie zadowolona. Gdyby nie ten serwis to pewnie bym tylko siedziała i jadła, a może czasami w przypływie energii poćwiczyła. Nie żałowałam podjętej decyzji o zainwestowaniu w siebie. Oczywiście, miałam momenty podczas tych 4 tygodni, że mi się nie chciało, bo córcia była marudna, bo byłam zmęczona. Dużym wsparciem okazały się dla mnie jednak Vitalijki oraz pisanie pamiętnika, a czymś, co mnie dodatkowo motywowało, było oglądanie swoich zdjęć, przedstawiających mnie w bieliźnie, zrobionych po ciąży, kiedy to ważyłam o wiele za dużo (do teraz bardzo ich nie lubię). Dzięki diecie odkryłam również, że dotąd piłam za mało wody. Niby nic takiego, ale dostarczając jej za mało, powodowałam zatrzymywanie się jej w organizmie, czego efektem była opuchlizna. Kiedy zaczęłam się stosować do zaleceń dietetyka, pozbyłam się tego miesiąca moich zmagań byłam już 11 kg chudsza. W zasadzie to ważyłam wtedy prawie tyle, ile przed ciążą. Nagle się okazało, że mam w szufladzie pełno ciuchów, w które się mieszczę! To było wspaniałe uczucie. Dodatkowo zauważyłam, że lista zakupów do diety ułatwia mi życie, a możliwość wymiany posiłków w diecie to świetna opcja. Samo jedzenie wydawało mi się bardzo smaczne i raczej proste w przygotowaniu. Czy to na pewno była dieta?!Marzec8 marca byłam w połowie drogi do wymarzonej sylwetki, ale trochę trudniejsze okazało się dla mnie trzymanie diety. Zdarzały mi się odstępstwa od niej, ale mimo to chudłam. Właśnie wtedy, w mojej małej główce zaczęły się pojawiać myśli, że taki sukces należy uczcić, więc jadłam więcej rzeczy spoza jadłospisu, ale szybko się opamiętywałam. Przypominał mi się wtedy mój cel i to, jak bardzo chcę go osiągnąć. Moje dotychczasowe sukcesy same napędzały mnie do działania. KwiecieńNa początku kwietnia poszłam do dentysty (ostatni raz byłam na wizycie w grudniu) i spotkałam się z koleżanką, której nie widziałam jakieś pół roku. Ta pierwsza, aż musiała usiąść, jak mnie zobaczyła. Nie mogła uwierzyć, że w tak krótkim czasie można się tak zmienić. Koleżanka z kolei chyba przez 5 minut mnie oglądała z każdej strony. Niby waga mi pokazywała, że schudłam, ale w swojej głowie cały czas byłam tą 90 kilogramową dziewczyną. Wierzyłam jednak, że z każdym kolejnym utraconym kilogramem, będzie się to zmieniać. Pomocne okazały się w tym zadania motywujące Vitalii. Wiecie same, odchudzanie to nie tylko proces odmiany ciała, ale i psychiki, która czasami nie nadąża za zmianami okazji Wielkanocy zrobiłam plan: zero słodkiego, śniadanie świąteczne zamiast śniadania i II śniadania z diety, a reszta posiłków już według jadłospisu SD. Niestety nie udało mi się go zrealizować w 100%, ale stwierdziłam, że po zrzuconych 20 kg, coś od życia mi się należy! Skusiłam się też na kawałek ciasta- pierwszy od 4 miesięcy. Niestety dostałam od niego zgagi. Resztę tygodnia jadłam już grzecznie, według tego, co miałam rozpisane w diecie i ćwiczyłam, bo przecież święta się skończyły i trzeba było wrócić na właściwe tory. W efekcie, podczas cotygodniowego ważenia przeżyłam szok. Ujrzałam coś, czego moje oczy nie widziały przez 10 lat - 69,4 kg (po raz ostatni tyle ważyłam w gimnazjum, mając 14 lat). Szoook!MajPiątego miesiąca mojej diety nadszedł ten dzień, którego bałam się od dawna. Moja waga wzrosła! Niby tylko 0,8 kg, ale byłam zła. Zła na siebie, bo znowu miałam problemy, żeby trzymać dietę (ach te wymówki młodej mamy) i mogłam się spodziewać, że w końcu zamiast na minusie, będę na plusie. Z drugiej strony jednak odzyskałam motywację. Przecież tak daleko zaszłam, żaden wzrost wagi nie mógł popsuć moich planów. Zostało mi 7 kg do osiągnięcia celu i wiedziałam, że go osiągnę, choćby nie wiem co! Ba, nawet podniosłam sobie poprzeczkę ustawiając cel na 60 kg. Miałam sobie o otoczeniu coś do gdybym napisała, że wszystko szło gładko, nie chciało mi się ćwiczyć ani trzymać diety, ale mimo to starałam się jej przestrzegać. Wiedziałam, że robię to dla siebie, ale na co tu narzekać, jeśli kupiłam sukienkę w rozmiarze 36 zamiast 46?! Byłam chyba na wszystkich dietach, udawało mi się wytrzymać 2,3 dni, ale to dzięki Smacznie Dopasowanej zobaczyłam 61,9 kg na mojej wadze. Latałam z nią (wagą, nie z SD ;) ) po całym domu i ważyłam się w każdym pomieszczeniu! Ale słowo się rzekło, że chcę schudnąć do 60kg, więc przedłużyłam abonament. Jeszcze pod koniec miesiąca byłam na weselu, na którym wszyscy mnie pytali "Jak ci się udało schudnąć?". Pytali, jakbym sobie co najmniej jakąś operację zrobiła ;) A przecież każdy wie, że trzeba ćwiczyć i trzymać dietę, ale od samej wiedzy, co robić, żadne kilogramy same nie równe 30 kg. Pamiętam, jak zakładałam swój pamiętnik to czytałam wspomnienia jednej z użytkowniczek serwisu-zrzuciła 25 kg. Marzyłam wtedy, że i mnie się uda, że też będę mogła umieścić w pamiętniku zdjęcia, na których widać 2 różne osoby. Marzyłam i zarazem wierzyłam w to, że mi się uda. Możliwe, że wzięło się stąd, że wiedziałam że jestem pod opieką specjalistów (dietetyk, trener i psycholog), że mam racjonalna, zbilansowaną, smaczną dietę i stąd pojawił się taki wewnętrzny spokój :) Miałam swój, przemyślany plan odchudzania. Wiecie...Warto się pocić, warto czasem odmówić sobie czegoś do jedzenia, żeby sięgnąć po zdrowszy wariant! Najważniejsze to nie załamywać się drobnymi potknięciami, bo takie zdarzają się najlepszym. Trzeba wtedy wstać i iść dalej wyznaczoną sobie Vitalii, dziękuję Wam niezastąpione!!!Patisonek_89Dokładniejszy opis odchudzania Patrycji, znajduje się w jej pamiętniku. Chcesz poznać bliżej dietę, która pomogła Patrycji?Dajcie znać w komentarzach jakie są Wasze historie z odchudzaniem? Jakie są Wasze przemiany?
Ostatnio bardzo często zadajecie mi pytanie „CO JESZ?” i chciałabym odpowiedzieć błyskotliwie „jedzenie” ale wiem, że nie takiej odpowiedzi się spodziewacie. Zacznę od tego, że to co znajdzie się w dalszej części artykułu nie jest spersonalizowaną dietą, planem dietetycznym ani ścisłym MENU. Wiecie już jak przybrałam na wadzę i nagle obudziłam się z wagą 105 kg ( jeśli nie wiesz to tutaj –> KLIK) i uwierzcie, że wtedy nie miałam pojęcia co zrobić aby schudnąć. Odchudzanie było dla mnie czarną magią. Jedno było pewne, do dietetyka nie miałam zamiaru iść(ponieważ nie jem wszystkiego i wiem, że nie wywiązałabym się z tej diety nawet w 80%)! Wiedziałam, że trzeba obciąć kalorie, ale nie miałam wtedy pojęcia JAK? Liczenie kalorii, sprawdzanie tego było mi zupełnie obce ale o tym dalej. Jak to się mówi „człowiek uczy się na błędach”- i tak też było ze mną! Ale to nie o tym dzisiaj. Wiedziałam, że muszę jeść to co lubię ponieważ nie jestem typem człowieka który będzie się katował i jadł coś co mu nie smakuję. Kocham jeść i to się nie zmieniło, teraz po prostu jem smacznie ale też zdrowo. Nie wyobrażam sobie być na diecie gdzie 70% to warzywa – pomimo tego, że to by było bardzo dobre ale ja warzyw nie lubię i nie akceptuję. Tak naprawdę ja wielu rzeczy nie jem i dlatego też mam mniejsze pole do popisu w kuchni jednak jak człowiek się postara to ze zwykłego banana, jajka i płatek owsianych może wyczarować 3 różne potrawy. A więc jedno już wiecie moja dieta NIE JEST BOGATA W WARZYWA. Uwielbiam nabiał i w mojej diecie zawsze staram się mieć go dużo, jednak jak ze wszystkim z tym też nie przesadzam ponieważ, mleko i jego przetwory MOGĄ powodować cellulit ze względu na dużą ilość estrogenów. Kiedyś piłam dużo mleka jednak teraz spożywam je tylko ok. 2 razy w tygodniu do szejka i też często stawiam na mleko roślinne. Jestem wielką fanką serków wiejskich z dwóch powodów kocham ich smak i taki serek wiejski jest idealnym źródłem białka. Wybieram tylko te naturalne, bez słodkich sosów, owoców i sztucznych barwników. Pamiętajcie o tym, że taki serek jest z mleka krowiego i bardzo dużo osób nie trawi laktozy często nawet o tym nie wiedząc. Czasem zwykła wysypka, zaparcia, wzdęcia mogą być objawem uczulenia na laktozę!! Jajka moja miłość, i czasem nawet myślę o tym aby zrobić sobie bluzę z napisem ” I LOVE JAJKA” (żartuje oczywiście). Nie wiem ile można jeść jajek dziennie/tygodniowo ja jem dziennie ok. 2/3 jajka. Na śniadanie dwa i na kolacje jedno. Zdradzę wam tajemnice zjedzenie jajka na śniadanie spowoduje szybsze spalanie tłuszczu ale też zmniejszy chęć na podjadanie w ciągu dnia. Oczywiście aby jajko działało tak cudownie należy je np. ugotować tak aby białko było ścięte. Nie ma możliwości, że będziesz smażyła jajka na głębokim oleju i zaczniesz chudnąć – o nie, nie ma szans. Mięso – lubię drób! Jem piersi z kurczaka bardzo często. Jadam też kolokwialnie mówiąc świnkę i krówkę ale jakoś mi ich żal i stawiam na drób i ryby! Ryba dla mnie też jest mięsem ja tak to rozumiem. I nigdy (przynajmniej nie teraz) nie zrozumiem osób które mówią, że ryba to nie mięso a co? SAŁATA? Wracając do tematu potrafię pierś z kurczaka przyrządzić na ok. 30 różnych sposobów i w każdym wydaniu smakuje mi on bardzo. Wiem, że wielu osobom zaczynającym dietę kojarzy się ona właśnie z gotowaną piersią i ryżem – no i tyle. Jeżeli mam być szczerza to na początku swojej drogi z odchudzaniem gotowałam sobie pierś i ryż, zabierałam nawet ze sobą w pudełku ale długo to nie trwało bo tak jak napisałam wcześniej : KOCHAM JEŚĆ SMACZNIE. Zdaję sobie sprawę z tego, że drób teraz wcale nie jest taki WOW, jest w nim pełno chemii i antybiotyków i jest to niestety coraz bardziej wyczuwalne… Owoce – trochę je lubię, a trochę nie. Tutaj jest tak samo jak z warzywami, nie bardzo za nimi przepadam jem tylko: banany, jabłka, cytryny, mandarynki, truskawki, jeżyny. Inne owoce okazjonalnie czasem lubię zjeść odrobinę kiwi czy ananasa. A więc jak się domyślacie moja dieta nie jest też bogata w owoce. Ale jak to z tymi owocami bywa … fruktoza jest cukrem prostym, który zazwyczaj jest magazynowany na potrzeby energetyczne. Według mnie owoce są taką trochę pułapką, bo niby zdrowe, kolorowe no i można je jeść. Ale jak dla mnie owoce można zjeść rano, a po południu już ich unikać. Jest jeden owoc bez którego mój dzień był by pusty BANAN. Banany są lekkostrawne i są idealna opcją na diecie redukcyjnej, jednak najlepiej spożywać je z produktami zasobnymi w białko i sód czyli mleko, kefir czy jogurt naturalny. Słodycze – ja kocham słodkości! Ciasteczka, czekoladka czy cukiereczki – są pyszne ale niestety nie idą w cycki tylko w boczki. A za boczki to ja dziękuję. Jak żyć bez słodyczy? Już wam mówię, róbcie je sobie sami! Pamiętacie FIT CZEKOLADĘ (PRZEPIS) albo ciastka bananowe (PRZEPIS) są one dużo smaczniejsze niż kupne słodkości a co najważniejsze ich skład robimy sobie sami. Co wrzucimy do miski to jemy, przecież to jest najlepsza kontrola tego co trafia do naszego brzuszka-łakomczuszka. Domyślam się, że jeżeli zaczynasz dopiero swoją przygodę ze zdrowym stylem życia i odchudzaniem to jesteś zasmucona, że trzeba tak wielu wyrzeczeń. Ale to wszystko dla Twojego dobra i pięknego wyglądu. Zrzucenie zbędnych kilogramów to jedno ale piękna cera to drugie. Jeżeli wydaję Ci się, że od cukru tylko utyjesz to jesteś w błędzie bo istnieje coś takiego jak glikacja białek i powoduje ona zmarszczki i ogólnie zniszczenie naszej cery – słabo co? Chcesz być grubasem ze zmarszczkami? Tak myślałam NIE CHCESZ bo gdybyś chciała to nigdy byś do mnie nie trafiła 😛 Podjadanie – zjadłam śniadanie i byłam bardzo pełna jednak za 30 minut już otwieram szafki i szukałam SAMA NIE MAM POJĘCIA CZEGO. Dlatego jem mniejsze porcje ale częściej, staram się wybierać takie jedzenie które sprawi, że będę syta i nie będę miała ochoty na nic dodatkowego. Nie posiadam w domu produktów które mogą mnie złamać, np. kabanosy te cienkie małe kiełbaski potrafią mnie pochłonąć albo w zasadzie to ja je potrafię pochłonąć. Lubię też dodać sobie do śniadania np. kostkę gorzkiej czekolady albo kulkę mocy. Lepiej zjeść ten dodatek razem z posiłkiem niż wciągnąć go w siebie np. za 30 minut. Oczywiście warto wszystko mieć przeliczone, obliczone tak aby nie zjeść zbyt dużo kcal. Unikam pustych kcal czyli produktów spożywczych o dużej zawartości kalorii i jednocześnie niskiej wartości odżywczej, a więc chipsy, napoje gazowane, prażynki, fast food i alkohol. Nie wiem czy wiesz ale 1g alkoholu to ok. 7kcal… I ja bardzo lubię wypić drinka/piwo/wino ale staram się tego unikać i teraz sięgam po alkohol gdy naprawdę jest wielka okazja. Zrezygnowałam z pszennej mąki, chleba, makaronów i wszystkiego co z pszenicą związane. Jeżeli chodzi o pieczywo białe a razowe to nie ma to aż tak wielkiego znaczenia ponieważ 100g białego chleba to 217kcal a razowego 198kcal a więc podczas diety najlepiej zrezygnować z każdego rodzaju pieczywa. Staram się też jak najmniej jeść ziemniaków, uwielbiam puree ziemniaczane z masłem i śmietaną ale niestety jest to zbyt kaloryczne i odpuszczam sobie. Nie zadziwi więc Was jeśli napiszę, że zaczęłam jeść dużo kasz! Pod względem wartości odżywczych kasze przewyższają ryż, makaron czy ziemniaki. Ze względu na dużą zawartość skrobi kaszę są dość kaloryczne ALE nie tuczą. Kasza sama w sobie nie tuczy ale tu kolejna pułapka, kto je suchą kaszę (JA)?? Każde polanie jej sosem, tłuszczykiem, śmietaną już jest tuczące i to bardzo. Kasze nie mają w sobie tłuszczu za to są bardzo bogate w błonnik. A błonnik to my akurat lubimy. Czy jem produkty gotowe? Nie, nigdy nie byłam ich fanką. Gotowe naleśniki, czy pierogi zawsze jakoś mnie odrzucały. Gotowe pierogi z mięsem? Jakoś ciężko mi uwierzyć w te mięso w tych pierogach. Pizze, zapiekanki czy hamburgery? Jeżeli czasem jem to tylko domowe, albo z naprawdę dobrej pizzerii. Jedyne co jem czasami to mrożonki np. paluszki rybne – mam je zawsze w lodówce jako wyjście awaryjne. Unikam jak ognia produkty typu „light” z ogromnymi napisami „zero cukru”. Nie wpadnijcie w tą pułapkę bo jak człowiek by chciał to może od rana do wieczora jeść light chleb, light szynkę, light napój, light serek itp. Extra, czyli jedząc tak light powinniśmy schudnąć bardzo szybko, ale to tak nie działa. Czytajcie składy bo bardzo często produkty z zerową zawartością cukru mają podwyższoną zawartość tłuszczu! A tyjemy też od tłuszczu. Czytaj składy produktów które chcesz kupić, niech zakupy zajmą Ci godzinę więcej ale potem już nauczysz się czytać składy i będzie szło Ci szybciej. Jeżeli kupujesz pieczywo w piekarni to pytaj się z jakiej mąki jest dane pieczywo. To, że bułka nazywa się „fitness” to jeszcze nie znaczy, że ona z byciem FIT ma cokolwiek wspólnego. To jest tylko nazwa i biały pszenny chleb tez możemy nazwać FIT no i co? Otóż to, PYTAJ bo jak to się mówi KTO PYTA NIE BŁĄDZI. Moje ulubione zestawy jedzenia: Śniadania: jajka (2) gotowane, jajka w koszulkach, omlet, placki bananowe, pasta jajeczna, pasta z makreli/tuńczyka/łososia + banan II śniadanie: koktajl mleko/kefir + banan/jeżyny/truskawki + płatki owsiane + orzechy nerkowca, jogurt naturalny z płatkami owsianymi/jabłkiem, kawałek fit ciacha Obiad: kasza gryczana/jęczmienna/pęczak/ryż + pierś z kurczaka/indyka/ryba pieczona/parowana/duszona + warzywo albo sos na bazie jogurtu naturalnego „made in home”. Kolacja: serek wiejski, twaróg z kaszą gryczaną, tuńczyk, łosoś itp. Ulubione dodatki: suszone pomidory/cebula, słonecznik, pestki dyni, ryż preparowany, płatki owsiane, otręby, ksylitol, erytrytol, daktyle, miód. Mam takich kilka trików które pozwalają mi przetrwać ciężkie dni, a takie najczęściej łapią mnie przed spodziewaną miesiączką. Mam wtedy ochotę wciągnąć w siebie wszystko i w każdej ilości, bardzo często chce mi się wtedy nawet dziwnych połączeń takich jak np. słone paluszki z roztopioną czekoladą! Ale staram się chociaż trochę ogarniać, aby jednak nie wrzucać w siebie wszystkiego! Wybieram wtedy np. orzechy, daktyle no i te moje domowej roboty ciasteczka. Robię sobie podrobioną czekoladę do picia czyli gorzkie kakao, zalane wrzątkiem z odrobiną też taką jedną niepisaną zasadę: nie dojadam resztek. Robiąc sałatkę nie zjadasz resztek sera fety, ani nie oblizujesz łyżki po oliwie. Często jak tak, że po krojeniu ciasta nóż zanim wyląduje w zlewie ląduję w Twoich ustach. Niestety łapię się na tym, że czasem naprawdę nieświadomie wrzucam w siebie kalorie które są totalnie mi nie potrzebne. Na początku gdy nie mogłam sobie poradzić z trzymaniem diety i z nie podjadaniem to zapisywałam sobie wszystko, dokładnie co i ile (tak ważyłam) potem pod koniec dnia brałam kalkulator tabelki i wyliczałam ile kcal danego dnia zjadałam. Pomogło mi to i potem już na pamięć wiedziałam co i ile ma kcal. Jeżeli chcesz to skorzystaj z porady dietetyka i niech ułoży Ci dietę – absolutnie tego nie neguję. Ale jeżeli czujesz, że dasz sobie radę tak jak ja to spróbuj – nic nie ryzykujesz. Ale słuchaj brak efektów odchudzania to nie zawsze Twoja wina, i zanim wpadniesz w dołek i będziesz płakać, że jesteś beznadziejna to wybierz się na wyniki. Niestety czasem nasz organizm płata figle i warto zająć się nim najpierw u lekarza a potem w kuchni. I kończąc już ten najdłuższy na tym blogu artykuł chce Wam powiedzieć, że warto. Nie chodzi nawet o wygląd zewnętrzny bo jeżeli lubisz siebie w rozmiarze plus size to bądź taka. Ale zamień śmieciowe jedzenie na zdrowe posiłki – zobaczysz jaka poczujesz się lekka i świeża. A jeżeli właśnie teraz zaczynasz swoją walkę o lepszy wygląd to nie będzie łatwo, na pewno czasem będziesz płakała (ja też płakałam) ale teraz jestem szczęśliwa. Nie będziesz widziała efektów pomimo tego, że wszyscy będą mówili Ci jak schudłaś. Waga stanie w miejscu i nawet jak będziesz piła tylko wodę to nie ruszy ale to normalne, nie poddasz się i waga zacznie spadać. Serio, wszystko będzie dobrze. A jeżeli potrzebujesz kopniaka motywacji i nowych przepisów to zapraszam Cię na moją grupę –> KLIK <– Ale ja wierzę w Ciebie i wiem, że uda Ci się schudnąć.
jadłam same jabłka schudłam